O rewolucji wśród wyświetlaczy LED, która nadeszła niepostrzeżenie

Ponieważ do pewnego projektu potrzebowałem ultrajasnych wyświetlaczy, postanowiłem rzec o nich słowo, gdyż parametry współczesnych rozwiązań wręcz zdumiewają. Wyświetlacze elektroluminescencyjne są na swój sposób magiczne. W większości wypadków świecą w bardzo wąskim zakresie widma i stąd się pewno owa magia bierze: jest to raczej niespotykane w przyrodzie źródło światła. Jest w tym także pewna pułapka. Z jednej strony niektóre kolory dadzą dużo silniejszą jasność subiektywną, z drugiej – inne znowu, mimo sporej jasności będą mniej czytelne.
Tak uwielbiane przez tandetę ostatnich lat niebieskie ledy w praktyce bywają najgorszym wyborem. O ile jeszcze jako wskaźniki stanu dają sobie radę, zwykle jednak oślepiając, jako cyferki nie są zbyt dobrym rozwiązaniem, ponieważ najszybciej będą tracić na czytelności. Nasze oczy w tym zakresie widma mają po prostu kiepską rozdzielczość.
Znowu zielone wyświetlacze i zielono-żółte będą się nam wydawać bardzo jasne – podobnie jak niebieskie, ale dodatkowo już wyraźne. Kto jednak ma budzik z zielonymi cyferkami obok łóżka, często go obraca, bo to światło w nocy jest zbyt mocne.
Cyfry pomarańczowe są świetnym kompromisem. Nie są już tak efektowne pod względem jasności, ale nadal świecą mocno, natomiast są czytelne i przyjemne w odbiorze. Do zegara nocnego jednak najlepiej będą się nadawać wyświetlacze czerwone. Przy czym mamy tu czerwień, że tak powiem: płytszą – jaśniejszą i głęboką, która gościła w kalkulatorach lat siedemdziesiątych, jednak ciemniejszą i nieco mniej czytelną. Ta jednak zupełnie nie razi i najlepiej nadaje się do budzików. Jaśniejsza również jest w porządku pod względem nocnej tolerancji, a nie wymaga tak dużego prądu, co ma znaczenie przy zasilaniu urządzenia z akumulatora.
Wyświetlacze, które do mnie dotarły, należą do najjaśniejszych na rynku w najbardziej typowym standardzie 56 setnych cala. I muszę przyznać, że parametry szokują. O ile pomarańczowe potrzebują połowy miliampera do zadowalającego świecenia w warunkach zacienionego pomieszczenia, czerwone zadowoliły się połową tej wartości. Niebieskim i zielonym w zupełności wystarczy 100 mikroamperów na segment! A to oznacza konieczność użycia dwudziestokiloomowego rezystora przy świeceniu statycznym albo czterokrotnie niższej wartości dla multipleksu, jak w przykładzie, który opisywałem w tym artykule. Gdzie te czasy, gdy ładowano stuomowe rezystory i modlono się, by multiplekser się nie zaciął?

A jak to wszystko wygląda w dokumentacji? Czerwone wyświetlacze z tych „mniej głębokich” oferują aż 60 milikandeli i tylko dlatego nie wydają się nam tak jasne, bo czerwień nie jest tak odbierana przez człowieka. Te jak i cała reszta dopuszcza 20 mA ciągłego prądu, ale przy połowie miliampera jest już wystarczająco jasno, a przy ćwierci – jasno w warunkach wieczorno – nocnych.

Odmiana „głębokoczerwona” ma przesunięte widmo o dwadzieścia nanometrów w stronę skraju pasma i wygląda tajemniczo. Jednak o wiele ciemniej – raz że emituje 1/6 poprzedniej jasności bezwzględnej, dwa – głębsza czerwień w oczach człowieka świeci słabiej. Niewątpliwie jednak takie wyświetlacze są bardzo ładne, czego na filmie nie da się oddać.

Pomarańczowe cyferki są podobne do czerwonych płytkich, natomiast zielone biją wszelkie rekordy: 250 milikandeli w paśmie o największej czułości ludzkiego oka. To oznacza, że możemy zejść z prądem do 100 mikroamperów, a nadal jasność będzie przyzwoita.
Wyświetlacze takie umożliwiają budowanie urządzeń pracujących z akumulatora, dając początek nowej ery: niezależnym gadżetom ze świecącymi cyframi, których nie trzeba odstawiać do ładowarki co dzień czy nawet raz na tydzień. Ale by coś takiego zbudować z Arduino, potrzeba nieco zabiegów. Będziemy się tym zajmować w kolejnych artykułach.